21 January 2020

A Ty po której stronie jesteś?

    Czy jest jeszcze ktoś, kto nie zauważył podziału pielęgnacyjnej części internetu na dwa wrogie obozy? Dobra, pewnie ktoś się znajdzie, natomiast ja z dużym zainteresowaniem śledzę kolejne przepychanki i słucham, czytam, obserwuję co kto uważa za słuszne. To na pewno zasługa mojego zawodu, że chciałabym nie tylko dla siebie, ale i dla klientek mieć rzetelne informacje na temat składów kosmetyków, których przecież używamy na co dzień. Niestety, w szkole o wszystkim nie uczą, internet popada ze skrajności w skrajność, a Ty człowieku weź nie zwariuj.
   Jakieś trzy miesiące temu zaczęłam szukać dla siebie nowej pielęgnacji. Ta, której używałam w tamtym czasie nie wniosła niczego nowego, na dodatek zaczynało być widać denka. W międzyczasie trafiłam na jutuba i oficjalnie przepadłam. Najpierw dosłownie napaliłam się na kosmetyki oparte na bazie aloesu Feel Free. Wystarczyły 3 użycia, żeby Rysiek z Dżemu mógł mi śpiewać 'Czerwony jak cegła', do tego uczulenie było tak silne, że dostałam okropnej wysypki na całej twarzy i dekolcie, węzły chłonne powiększone, prawie dwa tygodnie leczenia i wracania do siebie - koszmar!- tym bardziej, kiedy nie jest się przyzwyczajonym do uczuleń. Werdykt - alergia na aloes. To mi wyszło naturalne upiększanie... Skończyło się na tym, że siostra jest bardzo zadowolona. W związku z tym, że wypierdzieliłam całą resztę, a czegoś używać trzeba (no niby nie trzeba, ale moja skóra się domaga) szybciutko zawędrowałam do sklepu ze zdrową żywnością, który mam pod nosem i tak zaczęłam przygodę z naturalną pielęgnacją.
   Ekspertem w analizie składów nie jestem (Jeszcze! Ale bardzo chciałabym być), natomiast zdecydowanie mogę tą zmianę opisać na sobie, bo jest ona ekstremalnie spektakularna! Przede wszystkim zdecydowałam się na to, ze względu na kaszkę wokół nosa i ust, która ostatnio dokuczała mi coraz bardziej. Były momenty, kiedy moja skóra dosłownie płonęła w tych miejscach, a ja z bezsilności załamywałam ręce. Nie minął nawet tydzień, a ja po około 12 latach walki (mniej więcej od rozpoczęcia okresu dojrzewania, a co za tym idzie stosowania pielęgnacji) pozbyłam się w końcu tego problemu! Do tej pory jestem w szoku, jak pięknie może wyglądać ta okolica twarzy, bez grudek i zaczerwienień.
Drugą zauważalną rzeczą jest zdecydowana poprawa nawilżenia. Od tych trzech miesięcy naprawdę z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że moja skóra jest odpowiednio nawilżona. Słowami tego nie umiem opisać, ale to naprawdę jest dzień do nocy. Jakby to wszystko, co jest na skórze było lżejsze, a nie taka silikonowa maska. (Próbowałam to opisać, ale serio - trzeba poczuć.)
Trzecią rzeczą jest zauważalny brak wyprysków na skórze. Jeszcze jakiś czas temu zastanawiałam się, ile do cholery może utrzymywać się trądzik młodzieńczy. Poprzednio praktycznie nie było tygodnia, kiedy coś by mi nie wyskoczyło (nie mówiąc o poligonie przy okresie). Od trzech miesięcy skończył się problem - CUD!
   Ten tekst pisałam wczoraj, a dopiero dziś zrobiłam zdjęcie dla porównania i szczerze powiem, że sama nie spodziewałam się aż takich efektów! Z resztą, zobaczcie sami:

U góry oczywiście zdjęcie przed, na dole po 😲
(Przysięgam, nie ma tu ani grama edycji!)


   
Ewidentnie widać zmniejszenie porów, wyrównanie kolorytu, lepsze napięcie i takie naturalne glow się pojawiło. Ogólnie mam wrażenie, że cofnęłam sobie metrykę do piętnastki(chociaż w wieku 15 lat na pewno wyglądałam gorzej). Niedługo nie będą chcieli mi sprzedać piwa nawet z dowodem, a przechodząc obok zorganizowanej grupy z podstawówki nie będą chcieli uwierzyć, że znalazłam się tam przypadkiem. 😂 Jedyny defekt jaki pozostał, to widoczne pęknięte naczynko jeszcze po szkole kosmetycznej. Mam wrażanie, że również zbladło, chociaż teraz, kiedy reszta zaczerwienień zniknęła mocno się wybija i chyba będę musiała w końcu podjąć decyzję o jego zamknięciu. Nawet okolica oka jakaś taka bardziej wypoczęta, a ostanie dwie noce moja psina zdecydowanie daje mi się we znaki, i każe ze sobą spacerować - nawet kiedy udaję, że jej nie słyszę nie przestaje piszczeć uparciuch - więc wydawało mi się, że tu wypadnę gorzej. 
   Zostawiam jeszcze zdjęcie produktów, z którymi zaczęłam swoją przygodę. Na pewno będę jeszcze szukać, ale zdecydowanie to był dobry start. Oczywiście pozostanę w temacie pielęgnacji naturalnej i raczej nie zanosi się na to, żebym kiedykolwiek miała zrezygnować. Po tym doświadczeniu drogeryjnym produktom, dopóki nie poprawią swoich składów mówię zdecydowane nie. 

A Wy jesteście zadowoleni ze swojej pielegnacji? 

29 December 2019

... i po świętach

   Siedzę sobie na kanapie, w sweterku, który dopiero co zszedł z drutów, troszkę światła dają jedynie lampki choinkowe i jest mi taaaak strasznie dobrze, że to przedświąteczne zamieszanie już się skończyło! Same święta były cudowne - na maksa rodzinne, ale szczerze mówiąc, to miałam ogromną ochotę na lekkie zwolnienie tempa i na pobycie sama ze sobą. Masa klientek i nadgodziny, pierogi, pierniczki, świąteczny barszcz, pakowanie prezentów, sprawiły że po prostu padałam na ryja. Na szczęście, to wszystko już za mną, a teraz przyszedł czas na zastanowienie się, jak rozwiązać to wszystko za rok, żeby nie był ze mnie taki zdechlak. Możliwe, że kiedyś będę dobrze umieć w organizację i mam szczerą nadzieję, że stanie się to niedługo.
   Uwielbiam robić prezenty, ale w tym roku, aż wstyd się przyznać, najwięcej chyba zrobiłam ich sobie. Na swoje usprawiedliwienie napiszę tylko, że pomysł z losowaniem i obdarowywaniem tylko jednej osoby zdecydowanie pomógł w organizacji, był ekonomiczny, i wymagał mniej czasu i energii. Ogólnie same plusy! Zresztą, kto zadba o nas lepiej niż my sami, prawda?
   Jakiś czas temu kupiłam sobie jedwabne gumki do włosów od So Fluffy i zakochałam się, a Mikołajki i Black Friday, to był zdecydowanie dobry powód, żeby sprawić sobie kolejne cudowności. Siostry zdecydowanie też musiały zostać obdarowane!

Kolejna rzecz, z którą zaszalałam przed świętami, były lakiery hybrydowe. Trochę błyskotek dołączyło do mojej znikomej kolekcji, a właśnie zaraz jeszcze czeka mnie zrobienie sobie nowego manicure na sylwestra, także będę miała niemały dylemat wybierając kolory na tę okazję.



Na sam koniec po masie manicure'ów i henny, po ostatnim dniu pracy zafundowałam sobie wizytę u masażysty. Chwila relaksu i przywrócenie moich pleców do normalności po tym szalonym czasie, zdecydowanie wyszło mi na plus! Może po nastawianiu siedziałam trochę drętwa przy stole, a przytulasy nie mogły być zbyt mocne, ale dzięki temu po świętach wróciłam do pracy gotowa i wypoczęta.

   Ogólnie dalej uwielbiam ten czas niemal tak mocno, a może nawet i mocniej niż za dzieciaka. Cieszę się bardzo, że mój Mężczyzna wspomagał mnie w tych wszystkich przygotowaniach, dzięki czemu było z nich jeszcze więcej radości. Wspaniale, że odwiedziła mnie najmłodsza siostra i przy wspólnym lepieniu pierogów mogłyśmy powariować razem, jak jeszcze jakiś czas temu robiłyśmy co roku. Szczerze, to całe szykowanie się do Świąt jest tak samo cudowne, jak same Święta. Wystarczy tylko zrobić z tego radosny rodzinny czas, zamiast gorzkiego rozkazywania, albo myślenia, że muszę wszystko sama i nikt nie zrobi tego lepiej. Ja sprzątanie kątów wszelakich w tym roku odpuściłam. Jeszcze przyjdzie na to czas ;) Ne musi być idealnie, ani dużo, ani wszystko na błysk - ważne, żeby było Razem i Szczęśliwie!
A jak było u Was?

21 October 2019

Dziergane początki


   Hej!
Uwielbiam poniedziałkowe poranki, kiedy to pomalutku z kubkiem herbatki i drutami wkręcam się w kolejny tydzień. Czekając na kolejny odcinek Kryminatorium, który niestety znowu się spóźnia, stwierdziłam, że coś nastukam. A że ostatnio mówiłam, że moja przygoda z drutami nadaje się na osobną historię, to ją opowiem.
   Juz jako 10-cio latka pobiegłam do Babci, bo koniecznie chciałam nauczyć się robić na drutach. No i nawet mnie nauczyła, tyle że druty były cienkie i długie, moje rączki małe, a cierpliwość jeszcze mniejsza. W każdym razie skończyło się na tym, że 3-letnia w tym czasie siostra druty pogięła, a ja zamiast robić coś pożytecznego najprawdopodobniej w tym momencie zaczynałam już grać Mamie na nerwach(ach, ten nastoletni bunt). Szczerze mówiąc, nie bardzo myślałam, że kiedykolwiek jeszcze do tego wrócę i zupełnie zapomniałam o tej formie aktywności.
   Rok temu na spacerze z psem jakoś tak mnie natchnęło. No bo uwielbiam swetry, ale kiedy idę do sklepu zawsze coś mi w nich nie pasuje. Skład przede wszystkim, ale, a to wzór nie taki, a to kolor. Jakbym sobie sama zrobiła, to by był taki jak trzeba nie? Tylko najpierw trzeba jeszcze wiedzieć jak. Wróciłam do domu i oznajmiłam, że zamawiam gadżety i biorę się za naukę.
Na początek przejrzałam masę blogów, bo to nie takie proste, od tak zacząć. Druty drewniane, metalowe, akrylowe, czy te na żyłce, czy proste, no i w jakim rozmiarze. Jeśli na żyłce, to jakiej długości. A włóczka jaka? Która na co najlepsza i jak ją dopasować do tych drutów, co jeszcze nie wybrane. No i przede wszystkim, ile tego wszystkiego, żeby starczyło, a żeby nie było za dużo. Kocioł we łbie, ale naczytałam się, zamówiłam i pozostało mi tylko sprawdzić metodą prób i błędów, czy to w ogóle ma jakiekolwiek sens.
Okazuje się, że nawet całkiem miało. W ruch poszedł 'jutub' i zaczęłam uczyć się od nowa. Pierwsze pół godziny minęło na powstrzymywaniu się, żeby nie wypierdzielić tego wszystkiego za okno. Jeśli próbowaliście kiedyś jeść pałeczkami, to bardzo podobne uczucie. Po tym czasie nagle mięśnie zaczęły przystosowywać do nowej czynności i nawet mi się spodobało.
Spodobało do tego stopnia, że wręcz nie mogę oderwać się od robótki, to już chyba uzależnienie. Oprocz przyjemności samego robienia, noszenia czegoś, co od początku do końca przeszło przez Twoje ręce w moim przypadku jest jeszcze aspekt zdrowotny. W pracy kosmetyczki strasznie cierpią nadgarstki, a robienie na drutach fajnie je rozluźnia i w końcu przestały mnie boleć. Co do uspakajania się drutami nic nie wiem, ale za to wiem, że robienie ażurów często potrafi człowieka wku#^!ć. Mimo wszystko, to całkiem fajne zajęcie i uważam, że każdy może to robić, jeśli tylko ma trochę chęci.

Początki były burzliwe, nawet udało mi się nieświadomie pododawać oczka.






07 October 2019

We are knitters - Nolita Set

   Jeju, Kochani! 
Nawet nie wiem, czy ktoś to jeszcze przeczyta, przecież to prawie 5 lat jak mnie tu nie było. Raczej nawet bym tu nie zajrzała, ale dodawałam posta na insta w związku z przesyłką, na którą tak cholernie mocno czekałam i ciężko było mi streścić swoją ekscytację w kilku zdaniach. Pomyślałam wtedy, że ten tekst, to się bardziej na bloga nadaje, a że bloga mam, to stwierdziłam, że skorzystam, a co!
   Rok temu we wrześniu w moim życiu pojawiła się nowa kategoria, i tym samym kolejna pasja (i kolejne wydatki). Miałam Wam opisać całą historię, ale z tego na pewno wyszedłby osobny post, a nie chcę przedłużać. Tym bardziej, że robiłam risercz i nie zauważyłam, żeby podobne posty pojawiały się w języku polskim, a może się to komuś przyda?

   Tadaaam! Tak, moją kolejną pasją są druty, a raczej robienie na drutach, same druty byłby raczej mało pasjonujące. Chociaż cały czas widzę zdziwienie w oczach wszystkich, którym o tym mówię, no bo jak ta roztrzepana dziewczyna, która zdecydowanie nie wygląda na babcię, mogła zająć się tak nudną i żmudną robotą. Ano mogła i nawet chciała, a odkąd tylko zaczęłam nawijać swoje pierwsze oczka, już szukałam swetra, który byłby tym pierwszym wymarzonym. No i znalazłam! Wymarzony kolor, prosty wzór, idealna grubość, ale cena zwaliła mnie z nóg. Możliwe, że celebryckie peruwiańskie owce są jakieś lepsze od naszych rodzimych polskich, ale 95 złociszy za jeden motek, to był dla mnie jakiś kosmos i odpuściłam. Potem czatowałam cały czas, ale co zrobili jakąś promocję, to ten kolor zawsze był już wyprzedany. W końcu nadszedł ten piękny dzień, kiedy to ogłosili urodzinową promkę zaraz po uzupełnieniu magazynów dokładnie tego koloru. Miałam trochę hajsu na rozrywkę, więc nie zastanawiałam się długo i zamówiłam paczkę.
Na stronie weareknitters.pl jest informacja, że na przesyłkę będzie trzeba czekać 7-8 dni, no i Moi Drodzy nie ma co przebierać nóżkami ze zniecierpliwieniem, bo wyrabiają się idealnie i ja swoją dostałam po 8 dniach. Zamówiłam zestaw, bo i tak wyszedł taniej (o całe 3 zł), ale tym sposobem oprócz włóczki i drutów dostałam jeszcze klubową metkę, igły do zszycia całości, trochę naklejek i oczywiście książeczkę z wzorem. W książeczce do tego konkretnie swetra nie ma schematów, ale w tym przypadku wydaje mi się, że nie byłyby one szczególnie potrzebne i sam opis w zupełności wystarczy. 

   Ogólnie jaram się strasznie i uwijałam się z malowaniem sypialni, żeby móc w końcu przetestować te grubaśne jak mój kciuk druty i mięciutkie kolorowe moteczki. Myślę, że jak tylko udziergam to cudo (mam nadzieję, że cudo), to podzielę się z Wami jak było, a może nawet zostanę na dłużej. W sumie już kilka razy miałam tę myśl, żeby wrócić na stare śmiecie. Ta jesień jakoś tak wpływa na człowieka. Dajcie znać, czy ktoś tu jeszcze zagląda. 


Buziaki <3



Zdjęcie ze strony we are kntters


Kolor: Marshmallow





19 April 2015

Wycieczkowo



    No i w końcu dopadło i mnie. Choróbsko wstrętne i przebrzydłe, które zafundowało mi masę czasu na głupoty mniejsze i większe. Do tej pory przecieram oczy ze zdumienia kiedy orientuję się, że miałam czas, żeby nadgonić kilka seriali, pomalować paznokcie, wysypać pół brokatu na świeczkę, a nawet się polenić! Szok normalnie.
    Oprócz tego mam również chwilę na to, żeby zmobilizować się do obrobienia kilku zdjęć i w końcu coś tu do Was nastukać. A pierwsze w poczekalni z wielkim napisem 'DO NADROBIENIA' na drzwiach jest jeszcze świąteczna (kurde..., serio?!) wycieczka do Wrocławskiego ZOO. Ogólnie może i jestem dzieciuch ale podobało mi się max i jeśli ktoś jest fanem zwierzątek wszelakich i ma ochotę pooglądać je w naprawdę dowalonym afrykarium to polecam. Sawanna pełną gębą, nawet zapach podobny. Przeszklone ogromne akwaria dla pingwinów, masy ryb, płaszczek, a nawet gigantycznego żółwia wodnego to chyba największy rarytas z tej wycieczki.
   W ogólnym rozrachunku stwierdzam, że dużo lepiej jest tam jechać, kiedy jest naprawdę ciepło, a jeśli zgłodniejecie, a na pewno tak będzie, radzę omijać knajpę z masą mieczy, tarcz i herbów z daleka - jeśli ja się tam nie najadłam, to raczej nikt się nie naje. 
Pozdrawiam, ale nie całuję - coby nie rozsyłać zarazków i zapraszam na kilka ujęć:








Nawet takie miśki można spotkać w ZOO :)


04 April 2015

Akcja Włosy - półrocze efekty


   Ten tydzień to istny jardcore! Powinnam w sumie puknąć się w głowę, a nie narzekać, bo wszystko co się działo, to pomysł mój i tylko mój. W każdym razie praktycznie cały przedświąteczny tydzień do południa spędzałam w szklarniach zakładając gumki (pssssyt zboczuchy!) na pęczki rzodkiewek, które do teraz śnią mi się po nocach, wieczorami standardowo praca i treningi, pomiędzy tym wszystkim świąteczne szaleństwo. Na szczęście ostatnio jestem bardziej ogarnięta i systematyczna (pozdro Żancia i jej wczorajszy poranek pt. 'Jak spakować się do pracy, nie zwariować i zdążyć na czas'), więc nie ginę w tym motłochu.
   Jeśli już przy systematyczności jestem to przy niej zostanę, bo właśnie mija 6 miesiąc od mojej akcji 'Włosy' (podsumowanie pierwszych trzech możecie zobaczyć tutaj ). Dla mniej zorientowanych przypomnę, że wspomagam się tabletkami Biotebal i wcierką Jantar dla lepszych efektów. Akcja rzęsy umarła niestety śmiercią naturalną, gdyż po wielu negatywnych opiniach co do jej skuteczności po prostu przestałam wierzyć w dobre wyniki u siebie, a jak wszem i wobec wiadomo - jeśli nie wierzysz, to rezultatów nie będzie - sprawdzone info. Ta z włosami ma się u mnie jednak zaskakująco jak na mnie dobrze co zademonstruję Wam na dole.
   Dajcie znać o swoich sprawdzonych sposobach na szybszy porost włosów i koniecznie oceńcie moją przemianę!
A tak na koniec chcę Wam życzyć Babeczkowych Świąt, mokrego kurczaka i brak plam z żurku, czy barszczu na obrusie! :)

       Po 4 mieciącu                                         Po 5 miesiącu                                             Po 6 miesiacu        
   Pierwszy miesiąc                                    Po 4 miesiącu                                        Po 6 miesiącu


27 March 2015

Decorations


   Everybody krzyczą 'weekend' - a ja krzyczę 'mijaj jak najszybciej poczwaro przebrzydła'. Takie oto własnie prezentuję sobą nastawienie na weekendowe podrygi szkolne, dodając jeszcze 'goń się anatomio', a o układzie nerwowym nie wspomnę bo się cykam, że się zemści.
   Jak to mówią - wiosna czas zmian - i chyba moje kiszki za bardzo wzięły sobie to do serca, bo wszystko we mnie krzyczy, że chce pasteli. Dużo! Najlepiej wszędzie. Jak na razie zaczynam skromnie dekoracjami, za jakiś czas przyjdzie czas na wielki finał, ale póki co, jeszcze sama nie wiem, co będzie grało w nim główną rolę. Oprócz pasteli (o zgrozo!), wyrażam ogólną niechęć dla pustej przestrzeni i zaczynam bawić się w zacnego konesera wnętrz do spraw upiększania (błagam nie wpuszczajcie mnie do pepco, bo mój portfel tego nie zniesie!). Mój Mężczyzna chyba przyuważył co się świeci i postanowił mnie wspomóc i to własnoręcznie. Dzięki jego zaangażowaniu i determinacji jestem teraz posiadaczką najpiękniejszego pod słońcem zestawu własnoręcznie robionych świeczniczków! (To musi być miłość.)
   Kto jeszcze jest na finiszu przedświątecznego sprzątania noga w górę!