21 February 2014

Cheer's!

   Znacie wyrażenie piękniejsze niż 'day off''? No dobra... Bardzo blisko jest jeszcze 'pay day', ale kiedy raz w miesiącu mam dzień tylko i wyłączne dla siebie i jeszcze świeci w nim słońce, to nawet ten 'zielony dzień' się chowa!
   Wczoraj wieczorem nie było ciepło. Wręcz przeciwnie, było tak przeraźliwie zimno, że zamarzłaby nawet znana ze swojej lodowatości Buka. Chociaż mogę nie być obiektywna, bo jak inaczej czuć się w środku lutego, mając na sobie iście letni outfit? W takim razie nasuwa się pytanie: 'Po coś głupia zakładała krótkie(mało!) spodenki i paradowała z odkrytym brzuchem?!' Na swoje usprawiedliwienie powiem tylko tyle - jeśli do tego dzierżysz pompony w dłoniach, nie ma w tym nic dziwnego!
 
   Tak, od wtorku, a bardziej oficjalnie od czwartku mogę śmiało nazywać się cheerleaderką. Niespodziewana propozycja, spontaniczna decyzja i boom! - Dowaliłam sobie kolejne zajęcie zapełniające miejsce w kalendarzu. Bądź co bądź kibicowanie SKRZE Bełchatów, czy nawet GKSowi może być dość fajną odskocznią od codzienności. No i jakby nie było, kolejna forma tańca  przewijająca się przez moje i tak już roztańczone życie.







Fotki pochodzą z kręcenia klipu, który wyjdzie niebawem. Niedługo pochwalę Wam się jeszcze jednym projektem, w którym miałam przyjemność brać udział, a tym czasem cieszcie oczy i komentujcie! :)

Cheertastic!

15 February 2014

Zakochańcy?

   Taki dzień piękny, taki słoneczny...
Nie lubię wiosny, ani jesieni. Jak dla mnie pogoda mogłaby być bardziej zdecydowana - albo mróz, albo upał, a nie takie byle co, jak i gdzie. Pewnie właśnie dlatego pogoda jest rodzaju żeńskiego. W każdym razie - do rzeczy. Post o dniu wczorajszym, ale nie będzie ani czerwono, ani różowo (no, może odrobinę).

   14 lutego. W oczy, i na oczy rzuca się mylion serduszek, chłopcy tachają wielkie kartonowe serca, oblepione czerwoną bibułą po kilkanaście kilometrów i później mają problem, żeby wysiąść z nimi z busa, dziewczyny z włosami prosto od fryzjera (któremu ktoś zdecydowanie powinien połamać ręce za wybór zawodu) - ach Walentynki... prawda? No cóż, nie dla mnie.
Nie, nie przyłączam się do ogólno-singlowego manifestu propagującego ostentacyjne nudności na widok wszystkiego co różowe, czerwone, albo w kształcie serc, tylko w tym jednym dniu. W zasadzie, na ten dzień czekałam z wypiekami na twarzy (i w lodówce), mimo, że status osoby wolnej nie bardzo powinien na to wskazywać. Chociaż, w sumie mogłabym spekulować, bo Dzień Świętego Walentego spędziłam ze swoją największą miłością, obchodząc jednocześnie naszą Drugą Rocznicę, w sposób jak najbardziej adekwatny.
   Już dokładnie dwa lata minęły, odkąd pobiegłam na pierwszy trening taneczny i od tego momentu wpadłam po uszy. Nie ma dnia, w którym nie odtańczyłabym chociażby 'śniadaniowego' tańca w kuchni, czy 'oczekującego' na przystanku autobusowym. Nie trudno więc wyobrazić sobie moje świeczki w oczach, kiedy dowiedziałam się , że właśnie tego dnia będę miała przyjemność poprowadzić zajęcia. Walentynki, z Tańcem, na sali?... yes please. :)

P.S. Jak zwykle klikamy w zdjęcia :)
P.S.2 A jak minęły Wasze Walentynki? :)









13 February 2014

Magia w płynie i wróżkowe pyłki

   Walka w kuchni trwa! Przygotowania na jutro idą pełną mocą piekarnika (przesadziłam, 180 st. wystarczy), klawiatura czarnucha jest biała od mąki, ale dziś mam dzień prawie-wolny, a fociałki czekają w kolejce więc... jedziems!
   Skoro mam pracę(o tym już w następnym poście), to mam pieniążka, a skoro mam pieniążka, to mogę go wydać, a na co Madzialena wydaje pieniążka najchętniej? Na ulubione chipsy z Biedro też, ale jeszcze chętniej na wszelkiej maści, koloru i zapachu kosmetyki. Ostatnio wpadłam po uszy, kiedy zobaczyłam pigmenty na półeczce marki Essence i byłabym chora, wręcz umierająca gdybym nie kupiła chociaż jednego, w kolorze jakiego szukałam już długo, dłuuugo. Promocja w Naturze sprawiła ze dostałam szału ze szczęścia, kiedy zobaczyłam, że za każdy jeden wystarczy zapłacić tylko 4 pieniążki(czyt. 4 zł). 

Myślę, że w takim razie nikogo nie dziwi ten widok .
   Jestem nimi ogromnie oczarowana, ale kiedy pierwsze zauroczenie minęło okazało się, że nie obejdzie się bez czynnika wiążącego te wszystkie drobinki przypominające trochę wróżkowy pyłek. Moje nóżki szybciutko znalazły drogę do najbliższego Inglota i tak oto weszłam w posiadanie dosłownie magii w płynie. Główne zastosowanie duraline to robienie eyelynerów ze wszystkiego (jestem pewna, że nawet z mąki dałabym radę), ale można nim również rozrzedzić wszystko co zbyt gęste, uratować wszystko co zaschnięte i zamienić coś co boi się wody w coś wodoodpornego. Mówiłam że magia?









   Tak oto zafundowałam sobie nocną posiadówkę z pigmentami, duraline i pędzelkiem. Motyw idealny na Walentynki, których wszędzie pełno .


P.S. Polecam klikać w zdjęcia i będzie mi miło jeśli zostawicie jakiś ślad :)




09 February 2014

Bo zimą w sandałach nie wypada

   Zakręt za zakrętem. Zimo-wiosna, braknik-czasu, krok w przód, krok w tył - zadyszki można dostać od samego myślenia. Na szczęście ktoś wymyślił niedzielę, czyli dzień, w którym nikt nie jest w stanie wyciągnąć mnie z kącika, dopóki sama wyraźnie nie powiem, że tego właśnie chcę i pragnę. I tak, gdybym dziś została zagrzebana pod kocykiem, ktoś z góry śmiało mógłby pierdylnąć mnie pierunem, bo nie wykorzystać takiej pogody byłoby grzechem zdecydowanie za ciężkim, nawet jak na zarezerwowany dla mnie 9 krąg piekielny.
   Taka pogoda właśnie utwierdza mnie w przekonaniu o celności, jaką wykazałam się przy wyborze obuwia zimowego. Nie wiem, kto wpadł na połączenie kożucha i tamposzczałów, ale to geniusz sam w sobie, a już na pewno jeśli chodzi o moje naprawdę wygórowane oczekiwania.
O skórzanych Conversach marzyłam już od dawna, marudziłam dosyć sporo, a byłam na tyle pokręcona, żeby sprawić komuś innemu, teraz przyszła kolej na mnie! Kozaki poszły w odstawkę( i wcale nie dlatego, że nie chce mi się wymienić fleczków), jest wygodnie i idealnie komponuje się z plecaczkiem, czy torbą treningową, które noszę do pracy, ale o tym innym razem. :D
   Post powstał tyko dlatego, że pewna dobra duszyczka wydzierżawiła mi kawałek czarnego maleństwa zakończonego obiektywem, które kocham i uwielbiam!
Polecam klikać w zdjęcia i zostawiać po sobie ślad! :)





Ten kożuszek! <3





01 February 2014

Lucky Girl

   Nie ma lepszego zajęcia na wieczór, niż siedzenie z kubkiem kakaa z bitą śmietaną i niezliczoną ilością czekolady w kąciku oświetlonym lampkami oglądając ulubiony serial. Tak właśnie będzie wyglądał mój, jak się uporam z tym postem. Swoją drogą, świecidełka przytwierdziłam do ściany jeszcze mocniej po dość jednoznacznym przekazie od mojej mamity - 'już po świętach, mają zniknąć!' (I nie to, żebym obrała sobie za cel pogrywanie z jej nerwami!)
   Ogółem napiszę o tym, co powinno się tutaj znaleźć już dawno. Nie wiem od czego to zależy, może po prostu lubię sobie życie komplikować (Blondynka <3), bo zdjęcia mam, a tekst to tylko kilka chwil przebierania palutkami po Czarnuchowej klawiaturze.
   Dokładnie miesiąc i dwadzieścia dni temu  do moich nowych niedawno wymienionych drzwi zapukała listonoszka dzierżąc paczuszkę, która przeogromnie mnie uradowała. Musiałam być niezmiernie grzeczna w tym roku, bo szczęście posłało mi kolejny uśmiech. Ale od początku!
Po straszliwie męczącej sobocie, kiedy to przez calutki dzień kusiłyśmy naszym tańcem w większości przechadzających się po korytarzu uczestników turnieju tanecznego, wróciłam do domku i od razu odpaliłam fejsbuki. Calutkie zmęczenie uszło ze mnie w jednej chwili, oczy się zaświeciły, ręce upociły, serce zapłonęło... i cała reszta nadmiernej ekscytacji - bo oto czytam, że zostałam wylosowana przez Dziewczyny w Snapbackach i właśnie stałam się posiadaczką nowiutkiej czapencji! Niestety, nie miałam jeszcze okazji dorwać się do aparatu na tyle długo, żeby zrobić w niej sobie porządniejsze focie, ale wszystko w swoim czasie!

P.S. Jak zwykle polecam klikać w zdjęcia i zachęcam do interakcji - komentowania :)



Śliczne pudełeczko!




W słabiutkiej jakości :)