Taki dzień piękny, taki słoneczny...
Nie lubię wiosny, ani jesieni. Jak dla mnie pogoda mogłaby być bardziej zdecydowana - albo mróz, albo upał, a nie takie byle co, jak i gdzie. Pewnie właśnie dlatego pogoda jest rodzaju żeńskiego. W każdym razie - do rzeczy. Post o dniu wczorajszym, ale nie będzie ani czerwono, ani różowo (no, może odrobinę).
14 lutego. W oczy, i na oczy rzuca się mylion serduszek, chłopcy tachają wielkie kartonowe serca, oblepione czerwoną bibułą po kilkanaście kilometrów i później mają problem, żeby wysiąść z nimi z busa, dziewczyny z włosami prosto od fryzjera (któremu ktoś zdecydowanie powinien połamać ręce za wybór zawodu) - ach Walentynki... prawda? No cóż, nie dla mnie.
Nie, nie przyłączam się do ogólno-singlowego manifestu propagującego ostentacyjne nudności na widok wszystkiego co różowe, czerwone, albo w kształcie serc, tylko w tym jednym dniu. W zasadzie, na ten dzień czekałam z wypiekami na twarzy (i w lodówce), mimo, że status osoby wolnej nie bardzo powinien na to wskazywać. Chociaż, w sumie mogłabym spekulować, bo Dzień Świętego Walentego spędziłam ze swoją największą miłością, obchodząc jednocześnie naszą Drugą Rocznicę, w sposób jak najbardziej adekwatny.
Już dokładnie dwa lata minęły, odkąd pobiegłam na pierwszy trening taneczny i od tego momentu wpadłam po uszy. Nie ma dnia, w którym nie odtańczyłabym chociażby 'śniadaniowego' tańca w kuchni, czy 'oczekującego' na przystanku autobusowym. Nie trudno więc wyobrazić sobie moje świeczki w oczach, kiedy dowiedziałam się , że właśnie tego dnia będę miała przyjemność poprowadzić zajęcia. Walentynki, z Tańcem, na sali?... yes please. :)
P.S. Jak zwykle klikamy w zdjęcia :)
P.S.2 A jak minęły Wasze Walentynki? :)
Nie lubię wiosny, ani jesieni. Jak dla mnie pogoda mogłaby być bardziej zdecydowana - albo mróz, albo upał, a nie takie byle co, jak i gdzie. Pewnie właśnie dlatego pogoda jest rodzaju żeńskiego. W każdym razie - do rzeczy. Post o dniu wczorajszym, ale nie będzie ani czerwono, ani różowo (no, może odrobinę).
14 lutego. W oczy, i na oczy rzuca się mylion serduszek, chłopcy tachają wielkie kartonowe serca, oblepione czerwoną bibułą po kilkanaście kilometrów i później mają problem, żeby wysiąść z nimi z busa, dziewczyny z włosami prosto od fryzjera (któremu ktoś zdecydowanie powinien połamać ręce za wybór zawodu) - ach Walentynki... prawda? No cóż, nie dla mnie.
Nie, nie przyłączam się do ogólno-singlowego manifestu propagującego ostentacyjne nudności na widok wszystkiego co różowe, czerwone, albo w kształcie serc, tylko w tym jednym dniu. W zasadzie, na ten dzień czekałam z wypiekami na twarzy (i w lodówce), mimo, że status osoby wolnej nie bardzo powinien na to wskazywać. Chociaż, w sumie mogłabym spekulować, bo Dzień Świętego Walentego spędziłam ze swoją największą miłością, obchodząc jednocześnie naszą Drugą Rocznicę, w sposób jak najbardziej adekwatny.
Już dokładnie dwa lata minęły, odkąd pobiegłam na pierwszy trening taneczny i od tego momentu wpadłam po uszy. Nie ma dnia, w którym nie odtańczyłabym chociażby 'śniadaniowego' tańca w kuchni, czy 'oczekującego' na przystanku autobusowym. Nie trudno więc wyobrazić sobie moje świeczki w oczach, kiedy dowiedziałam się , że właśnie tego dnia będę miała przyjemność poprowadzić zajęcia. Walentynki, z Tańcem, na sali?... yes please. :)
P.S. Jak zwykle klikamy w zdjęcia :)
P.S.2 A jak minęły Wasze Walentynki? :)
Dobrze, że umiesz się bawić w taki dzień i bez faceta ;D
ReplyDeleteJa tam raczej nie obchodzę Walentynek, lecz cieszę się, że ten dzień upłynął Ci w przyjemnej atmosferze :)
ReplyDeleteMożna świętować i w taki sposób :) bardzo fajne zdjęcia
ReplyDeleteBardzo fajne pozytywne zdjęcia ;)
ReplyDeletePozdrawiam i zapraszam do mnnie :)
a ja nie lubię słowa 'zakochańcy' :d
ReplyDeletewow, fajne walentynki :) ja spędziłam je ze swoim ukochanym ale w gronie znajomych, więc bardzo przyjemnie :D
strasznie mi się podobają Twoje zdjęcia.
oo, ale super ; ) taniec rządzi!
ReplyDeleteZa sprawą mojego Mężczyzny moje walentynki też nie były różowe, czerwone tylko spędzone na sali pełnej luster. Zamiast romantycznego wieczoru był pierwszy roztańczony wieczór. I to był najlepszy prezent :))
ReplyDelete