No i w końcu dopadło i mnie. Choróbsko wstrętne i przebrzydłe, które zafundowało mi masę czasu na głupoty mniejsze i większe. Do tej pory przecieram oczy ze zdumienia kiedy orientuję się, że miałam czas, żeby nadgonić kilka seriali, pomalować paznokcie, wysypać pół brokatu na świeczkę, a nawet się polenić! Szok normalnie.
Oprócz tego mam również chwilę na to, żeby zmobilizować się do obrobienia kilku zdjęć i w końcu coś tu do Was nastukać. A pierwsze w poczekalni z wielkim napisem 'DO NADROBIENIA' na drzwiach jest jeszcze świąteczna (kurde..., serio?!) wycieczka do Wrocławskiego ZOO. Ogólnie może i jestem dzieciuch ale podobało mi się max i jeśli ktoś jest fanem zwierzątek wszelakich i ma ochotę pooglądać je w naprawdę dowalonym afrykarium to polecam. Sawanna pełną gębą, nawet zapach podobny. Przeszklone ogromne akwaria dla pingwinów, masy ryb, płaszczek, a nawet gigantycznego żółwia wodnego to chyba największy rarytas z tej wycieczki.
W ogólnym rozrachunku stwierdzam, że dużo lepiej jest tam jechać, kiedy jest naprawdę ciepło, a jeśli zgłodniejecie, a na pewno tak będzie, radzę omijać knajpę z masą mieczy, tarcz i herbów z daleka - jeśli ja się tam nie najadłam, to raczej nikt się nie naje.
Pozdrawiam, ale nie całuję - coby nie rozsyłać zarazków i zapraszam na kilka ujęć:
![]() |
Nawet takie miśki można spotkać w ZOO :) |