29 December 2019

... i po świętach

   Siedzę sobie na kanapie, w sweterku, który dopiero co zszedł z drutów, troszkę światła dają jedynie lampki choinkowe i jest mi taaaak strasznie dobrze, że to przedświąteczne zamieszanie już się skończyło! Same święta były cudowne - na maksa rodzinne, ale szczerze mówiąc, to miałam ogromną ochotę na lekkie zwolnienie tempa i na pobycie sama ze sobą. Masa klientek i nadgodziny, pierogi, pierniczki, świąteczny barszcz, pakowanie prezentów, sprawiły że po prostu padałam na ryja. Na szczęście, to wszystko już za mną, a teraz przyszedł czas na zastanowienie się, jak rozwiązać to wszystko za rok, żeby nie był ze mnie taki zdechlak. Możliwe, że kiedyś będę dobrze umieć w organizację i mam szczerą nadzieję, że stanie się to niedługo.
   Uwielbiam robić prezenty, ale w tym roku, aż wstyd się przyznać, najwięcej chyba zrobiłam ich sobie. Na swoje usprawiedliwienie napiszę tylko, że pomysł z losowaniem i obdarowywaniem tylko jednej osoby zdecydowanie pomógł w organizacji, był ekonomiczny, i wymagał mniej czasu i energii. Ogólnie same plusy! Zresztą, kto zadba o nas lepiej niż my sami, prawda?
   Jakiś czas temu kupiłam sobie jedwabne gumki do włosów od So Fluffy i zakochałam się, a Mikołajki i Black Friday, to był zdecydowanie dobry powód, żeby sprawić sobie kolejne cudowności. Siostry zdecydowanie też musiały zostać obdarowane!

Kolejna rzecz, z którą zaszalałam przed świętami, były lakiery hybrydowe. Trochę błyskotek dołączyło do mojej znikomej kolekcji, a właśnie zaraz jeszcze czeka mnie zrobienie sobie nowego manicure na sylwestra, także będę miała niemały dylemat wybierając kolory na tę okazję.



Na sam koniec po masie manicure'ów i henny, po ostatnim dniu pracy zafundowałam sobie wizytę u masażysty. Chwila relaksu i przywrócenie moich pleców do normalności po tym szalonym czasie, zdecydowanie wyszło mi na plus! Może po nastawianiu siedziałam trochę drętwa przy stole, a przytulasy nie mogły być zbyt mocne, ale dzięki temu po świętach wróciłam do pracy gotowa i wypoczęta.

   Ogólnie dalej uwielbiam ten czas niemal tak mocno, a może nawet i mocniej niż za dzieciaka. Cieszę się bardzo, że mój Mężczyzna wspomagał mnie w tych wszystkich przygotowaniach, dzięki czemu było z nich jeszcze więcej radości. Wspaniale, że odwiedziła mnie najmłodsza siostra i przy wspólnym lepieniu pierogów mogłyśmy powariować razem, jak jeszcze jakiś czas temu robiłyśmy co roku. Szczerze, to całe szykowanie się do Świąt jest tak samo cudowne, jak same Święta. Wystarczy tylko zrobić z tego radosny rodzinny czas, zamiast gorzkiego rozkazywania, albo myślenia, że muszę wszystko sama i nikt nie zrobi tego lepiej. Ja sprzątanie kątów wszelakich w tym roku odpuściłam. Jeszcze przyjdzie na to czas ;) Ne musi być idealnie, ani dużo, ani wszystko na błysk - ważne, żeby było Razem i Szczęśliwie!
A jak było u Was?

21 October 2019

Dziergane początki


   Hej!
Uwielbiam poniedziałkowe poranki, kiedy to pomalutku z kubkiem herbatki i drutami wkręcam się w kolejny tydzień. Czekając na kolejny odcinek Kryminatorium, który niestety znowu się spóźnia, stwierdziłam, że coś nastukam. A że ostatnio mówiłam, że moja przygoda z drutami nadaje się na osobną historię, to ją opowiem.
   Juz jako 10-cio latka pobiegłam do Babci, bo koniecznie chciałam nauczyć się robić na drutach. No i nawet mnie nauczyła, tyle że druty były cienkie i długie, moje rączki małe, a cierpliwość jeszcze mniejsza. W każdym razie skończyło się na tym, że 3-letnia w tym czasie siostra druty pogięła, a ja zamiast robić coś pożytecznego najprawdopodobniej w tym momencie zaczynałam już grać Mamie na nerwach(ach, ten nastoletni bunt). Szczerze mówiąc, nie bardzo myślałam, że kiedykolwiek jeszcze do tego wrócę i zupełnie zapomniałam o tej formie aktywności.
   Rok temu na spacerze z psem jakoś tak mnie natchnęło. No bo uwielbiam swetry, ale kiedy idę do sklepu zawsze coś mi w nich nie pasuje. Skład przede wszystkim, ale, a to wzór nie taki, a to kolor. Jakbym sobie sama zrobiła, to by był taki jak trzeba nie? Tylko najpierw trzeba jeszcze wiedzieć jak. Wróciłam do domu i oznajmiłam, że zamawiam gadżety i biorę się za naukę.
Na początek przejrzałam masę blogów, bo to nie takie proste, od tak zacząć. Druty drewniane, metalowe, akrylowe, czy te na żyłce, czy proste, no i w jakim rozmiarze. Jeśli na żyłce, to jakiej długości. A włóczka jaka? Która na co najlepsza i jak ją dopasować do tych drutów, co jeszcze nie wybrane. No i przede wszystkim, ile tego wszystkiego, żeby starczyło, a żeby nie było za dużo. Kocioł we łbie, ale naczytałam się, zamówiłam i pozostało mi tylko sprawdzić metodą prób i błędów, czy to w ogóle ma jakiekolwiek sens.
Okazuje się, że nawet całkiem miało. W ruch poszedł 'jutub' i zaczęłam uczyć się od nowa. Pierwsze pół godziny minęło na powstrzymywaniu się, żeby nie wypierdzielić tego wszystkiego za okno. Jeśli próbowaliście kiedyś jeść pałeczkami, to bardzo podobne uczucie. Po tym czasie nagle mięśnie zaczęły przystosowywać do nowej czynności i nawet mi się spodobało.
Spodobało do tego stopnia, że wręcz nie mogę oderwać się od robótki, to już chyba uzależnienie. Oprocz przyjemności samego robienia, noszenia czegoś, co od początku do końca przeszło przez Twoje ręce w moim przypadku jest jeszcze aspekt zdrowotny. W pracy kosmetyczki strasznie cierpią nadgarstki, a robienie na drutach fajnie je rozluźnia i w końcu przestały mnie boleć. Co do uspakajania się drutami nic nie wiem, ale za to wiem, że robienie ażurów często potrafi człowieka wku#^!ć. Mimo wszystko, to całkiem fajne zajęcie i uważam, że każdy może to robić, jeśli tylko ma trochę chęci.

Początki były burzliwe, nawet udało mi się nieświadomie pododawać oczka.






07 October 2019

We are knitters - Nolita Set

   Jeju, Kochani! 
Nawet nie wiem, czy ktoś to jeszcze przeczyta, przecież to prawie 5 lat jak mnie tu nie było. Raczej nawet bym tu nie zajrzała, ale dodawałam posta na insta w związku z przesyłką, na którą tak cholernie mocno czekałam i ciężko było mi streścić swoją ekscytację w kilku zdaniach. Pomyślałam wtedy, że ten tekst, to się bardziej na bloga nadaje, a że bloga mam, to stwierdziłam, że skorzystam, a co!
   Rok temu we wrześniu w moim życiu pojawiła się nowa kategoria, i tym samym kolejna pasja (i kolejne wydatki). Miałam Wam opisać całą historię, ale z tego na pewno wyszedłby osobny post, a nie chcę przedłużać. Tym bardziej, że robiłam risercz i nie zauważyłam, żeby podobne posty pojawiały się w języku polskim, a może się to komuś przyda?

   Tadaaam! Tak, moją kolejną pasją są druty, a raczej robienie na drutach, same druty byłby raczej mało pasjonujące. Chociaż cały czas widzę zdziwienie w oczach wszystkich, którym o tym mówię, no bo jak ta roztrzepana dziewczyna, która zdecydowanie nie wygląda na babcię, mogła zająć się tak nudną i żmudną robotą. Ano mogła i nawet chciała, a odkąd tylko zaczęłam nawijać swoje pierwsze oczka, już szukałam swetra, który byłby tym pierwszym wymarzonym. No i znalazłam! Wymarzony kolor, prosty wzór, idealna grubość, ale cena zwaliła mnie z nóg. Możliwe, że celebryckie peruwiańskie owce są jakieś lepsze od naszych rodzimych polskich, ale 95 złociszy za jeden motek, to był dla mnie jakiś kosmos i odpuściłam. Potem czatowałam cały czas, ale co zrobili jakąś promocję, to ten kolor zawsze był już wyprzedany. W końcu nadszedł ten piękny dzień, kiedy to ogłosili urodzinową promkę zaraz po uzupełnieniu magazynów dokładnie tego koloru. Miałam trochę hajsu na rozrywkę, więc nie zastanawiałam się długo i zamówiłam paczkę.
Na stronie weareknitters.pl jest informacja, że na przesyłkę będzie trzeba czekać 7-8 dni, no i Moi Drodzy nie ma co przebierać nóżkami ze zniecierpliwieniem, bo wyrabiają się idealnie i ja swoją dostałam po 8 dniach. Zamówiłam zestaw, bo i tak wyszedł taniej (o całe 3 zł), ale tym sposobem oprócz włóczki i drutów dostałam jeszcze klubową metkę, igły do zszycia całości, trochę naklejek i oczywiście książeczkę z wzorem. W książeczce do tego konkretnie swetra nie ma schematów, ale w tym przypadku wydaje mi się, że nie byłyby one szczególnie potrzebne i sam opis w zupełności wystarczy. 

   Ogólnie jaram się strasznie i uwijałam się z malowaniem sypialni, żeby móc w końcu przetestować te grubaśne jak mój kciuk druty i mięciutkie kolorowe moteczki. Myślę, że jak tylko udziergam to cudo (mam nadzieję, że cudo), to podzielę się z Wami jak było, a może nawet zostanę na dłużej. W sumie już kilka razy miałam tę myśl, żeby wrócić na stare śmiecie. Ta jesień jakoś tak wpływa na człowieka. Dajcie znać, czy ktoś tu jeszcze zagląda. 


Buziaki <3



Zdjęcie ze strony we are kntters


Kolor: Marshmallow