26 February 2015

Perfect gift


   Znamy już określenie 'piękna wiosna tej zimy', teraz można jednak stwierdzić, że mamy 'piękną jesień tej wiosny'. Jak by na to nie spojrzeć, pogoda jest w tym momencie wręcz obrzydliwa, co sprawia, że życie uchodzi ze mnie jak powietrze - z każdym wydechem.
Dwa dni temu pogoda była jednak sprzyjająca wszelkim spacerom, więc i My w naszą pierwszą z wielu(mówię to z premedytacją Robcik!) rocznicę wędrowaliśmy po mieście dość długo. Oprócz tego, że wieczorkiem zaczęło mi już odmarzać wszystko, od stóp, przez palce, do karku, którego nie zdołały ochronić moje blond kłaczki, było nam bardzo wesoło. Przed samym powrotem do domu zostałam po prostu zwalona z nóg prezentem, który przygotował dla mnie mój Oszukista, który tradycyjnie już od jakiegoś czasu marudził mi, że nie ma pojęcia co mi dać. Pomijam fakt, że robił to z przebrzydłą premedytacją, bo prezent miał już od dawna, a ja głaskałam Bidę po głowie, za każdym razem uparcie powtarzając, że przecież nie to się liczy. Oznajmiam wszem i wobec, że więcej już się na to nabrać nie dam! A do świecidełek nadal robię wielkie oczy.
   A na koniec mała refleksja - współczuję wszystkim panom, których kobitki noszą rozmiary dziecięce nie tylko spodni, ale i pierścionków. Znaleźć takie cudeńko w rozmiarze 'sześć' musi być ogromnie kłopotliwe. 






24 February 2015

To już rok!

   Mam dosłownie pół godzinki zanim wyjadę do pracy. Oprócz tego, że jak głupia siedziałam całą noc  i pół dnia nad jedną kartką wszystko ze mną w porządku(oprócz pleców, które łupią mnie jak gdyby urodzinowi goście mieli śpiewać 200 lat...), koniec końców - udało się! 
(P.S. Kochanie wiem, że najprawdopodobniej przeczytasz to dopiero jutro, więc poproszę raz jeszcze zapewne - nie gniewaj się, podobno jak się kłamie w dobrej wierze, to nie kłamstwo.)
   Dzisiejszy post nieco chaotyczny, ze względu na to że zamiast siedzieć tutaj, siedziałam nad rysunkiem Nissana GTR R34, dla mojego Mężczyzny, z którym obchodzimy dziś okrągły ROK! 
Odnalezienie tej właściwej osoby jest trudne, tak mówią - ja twierdzę natomiast, że nie tylko znalezienie tej osoby w moim przypadku było banalnie proste(bo sama po mnie przyjechała), a i podchody nie były potrzebne. Po prostu jesteśmy Razem i już, tak po prostu, tak od roku. 
Nie słodzę więcej, sama lecę ogarnąć moje plecy z epoki dinozaurów na skakanie z dziećmi, a Was zostawiam ze zdjęciami.











21 February 2015

Kulisy meczu według Cheerleaders Bełchatów


   Cudowny poranek. Budzik wrzeszczy od 7 rano, szybki prysznic, stos kanapek nad którymi nie mało się natrudziłam(szyneczki, sałatki, ogóreczki, papryczka, cuda niewidy), żeby tylko nie zajrzeć przypadkiem do sklepu w trakcie zajęć i zatrzymać tą wstrętną, uciekającą gotówkę w portfelu, a kiedy ledwie otworzysz drzwi, żeby wyjść, nagle uświadamiasz sobie, że Twoje zajęcia są dopiero za tydzień. Daję okejkę i jadę z tematem, przecież nic się nie stało, oprócz tego, że cały mój organizm jest na mnie wściekły, za tą okrutną pobudkę grubo przed czasem. Chociaż kanapki były dobre.
   Kto z Łodzi, albo kto fanem SKRY Bełchatów, ten wie, że w czwartek na Atlas Arenie ograliśmy Włochy 3:1. Kto tam był niech się zgłosi, a kto nie był, ale pragnie poznać przygotowania do meczu od kulis zapraszam do dalszej lektury. Pomijam masę pojedynczych treningów, z których wychodzimy jak zdechlaki, ale żeby nie było - szczęśliwe zdechlaki. Już 4 godziny przed meczem wszystkie byłyśmy grzecznie zapakowane w autobus, później szatnia, szybka rozgrzewka i rozciąganie i już jesteśmy na parkiecie, żeby ogarnąć wszystko perfect. Nie ma miejsca na pomyłki, ale zawsze znajdzie się chwila na odrobinę szaleństwa. Z resztą nie ma co się rozpisywać - oglądajcie specjalną relacje, którą nakręciłyśmy dla wszystkich ciekawskich!


Specjalne podziękowania dla Domi, która pewnie siedziała nad montażem cały dzień :)
I kilka zdjeć :)


18 February 2015

Spring makeup


   Hej!
Wiosna zawitała do nas już chyba na dobre i powiem szczerze, że mimo mojego zapierania się przed nią wszystkim, czym tylko było możliwe chyba zaczynam wczuwać się w jakże słodką aurę powiedzenia 'zimo w&*#!%dalaj'. Kocham zimę za śnieg, ale kiedy śniegu nie ma, to już wolę te kwitnące kwiatki i słońce.
   W związku z tym, że moje zawzięcie zimowe komórki poczuły ostatnio trochę ciepełka i słońca, chyba zaczęły topnieć i ukazywać swoją miłość do wszelkiej maści żywych i o zgrozo wiosennych kolorów, co oczywiście moje ręce zdążyły przenieść na moje oczy, zanim dobrze zorientowałam się co robię. Mięta w połączeniu z lazurowym błękitem, granatem i odrobiną fioletu zagrała ze sobą na tyle pozytywnie, że mi samej przypomniała się plaża, morze i słońce w pakiecie extra all inclusive. Postanowiłam podzielić się z Wami tą odrobiną wiejącego słońcem szaleństwa, cobyście nie narzekali na żadną chandrę i poczuli, że wiosna, słońce i matura coraz bliżej!
  A Wy czujecie wiosnę?




Makijaż wykonany cieniami Inglot 428 413 345 i dolna powieka 446

16 February 2015

Sweterkowe szaleństwo!

   Ktoś jeszcze oprócz mnie wyczuwa wiosenną aurę? Mimo, że dziś słońce odmówiło dzielenia się swoimi promieniami to i tak w powietrzu trąci wczesną wiosną. Chociaż, może to jeszcze pozostałości po sobocie, kiedy mogłam po raz pierwszy w tym roku poczuć ciepło słońca w lekkim negliżu, podczas pierwszego w tym roku meczu na murawie. Uporczywe objawy choróbska, z którymi zmagałam się ostatnio chyba zgodziły się z tym, że czas dać mi spokój i dały pozwolenie na powrót w szeregi żywych ludzi, ubranych w coś innego niż pidżama. Wolę jednak nie wystawiać moich kiszek na żadne potencjalne zagrożenie, więc nie dam się omamić żadnej aurze i sięgnę do szafy po coś ciepłego.
   Czy któraś z Was natrafiła kiedyś na taki secondhand, gdzie nie mogła się zdecydować, co zabrać ze sobą, a co zostawić, żeby nie wynieść połowy sklepu? Ja, ku swojemu nad wyraz ogromnemu zdziwieniu trafiłam na taki tuż pod swoim nosem. Na lumpeksowe przebieżki śmigałam zawsze do Piotrkowa, a teraz okazało się, że dużo lepiej mogę zaopatrzyć się w swojej miejscowości. W związku z nieposkromioną ostatnio rządzą nowości w mojej szafie, na pewno zawędruję tam jeszcze jutro po wypłacie. Jak na razie zostawiam Was z dwoma perełkami, a kolejne dwie poczekają na swoją kolej.
Ktoś jeszcze oprócz mnie ma ogromną jazdę na sweterki?





13 February 2015

Zdrowa, czy chora - makeup musi być!

   Chorowanie jest fajne.
O ile masz akurat wolne w pracy i nie masz żadnych zaplanowanych zajęć. Nie musisz martwić się o to, że zbesztają Cię za udaną próbę całodniowego lenistwa. I to grubego i tłustego lenistwa w postaci piżamowego potwora na stosie poduszek i pod stosem koców. Tak wygląda właśnie mój dzisiejszy dzień. Zdążyłam nadrobić serialowe zaległości jeśli chodzi o dwie produkcje, zostały mi jeszcze 3, ale w takim tempie może mi braknąć zajęcia do końca dnia. Jest to niestety mój jedyny dzień na chorowanie, więc wykorzystuję go, jak tylko mogę najmocniej, bo jutro czeka mnie pierwszy w tym sezonie mecz na murawie. Witaj goły brzuchu przy -3 stopniach!
   Moje słodkie przeziębienie dogoniło mnie wczoraj, zresztą jak masa innych nieprzyjemnych rzeczy, dlatego też nie mogłam pozwolić sobie na wieczorne szaleństwo u osiemnastkowej jubilatki, na które zostałam zaproszona już jakiś czas temu. Nie powstrzymało mnie to jednak od dotrzymaniu słowa, jeśli chodzi o upiększenie jej wizerunku i pomiędzy kichnięciami i prychnięciami, mimo zajszczanych oczu wyczarowałam jej 'księżniczkowy' makijaż, tak jak chciała. Powiem szczerze, że jak na mój wczorajszy stan, wyszło lepiej niż mogłabym się spodziewać.
   Ktoś jeszcze łączy się w uroczym chorowaniu?



10 February 2015

Ekwipunek treningowego maniaka

   Za sprawą mojego Mężczyzny i Siostry przeżywam tydzień idealny, a czas leci tak szybko jak kasztanka w galopie. Z jednej strony dobrze, bo zapomniałam na chwilę o paczce, na którą czekałam, ale znowu z drugiej, aż nie chce się myśleć, co będzie jak sielanka się skończy.
   Zatrzymajmy się na moment przy tej paczce, która szczęśliwie dotarła do mnie dziś, pomiędzy porannym kursem z Robertem, a popołudniowym z Kają. Mogłabym powiedzieć, że to, co znalazłam w paczce ma związek z moim drugim życiem, ale że życie mam tylko jedno, a zamiłowań dość sporo, to będzie o jednym z nich właśnie. Nie wyobrażam sobie życia w bezruchu, i nawet nie chodzi mi o poruszanie się między lodówką, a łóżkiem, ale o 'głębszą' formę ruchu samego w sobie. Bieganie nie tylko do monopolowego po piwo, a skoro już przy piwie jesteśmy to i jakiś sześciopak do tego. Teksty w stylu 'no pain no gain', ewentualnie 'nie ma siadu - nie ma zadu' są mi dość bliskie i stanowią motywację każdego kolejnego dnia, a zakwasy są dla mnie najcudowniejszym bólem na świecie i świadczą o dobrym treningu. Miły kurier sprawił, że od dziś moją matą będzie mata, a nie kawałek swetra, czy dywanu, a workout stanie się jeszcze intensywniejszy za sprawą uroczych obciążników. 
   Osobiście nie mogę się doczekać dzisiejszego treningu z Cheerleaders Bełchatów! 
    A Wy zaczęłyście już przygotowania do wiosny? 






07 February 2015

Ombre lips

   Zarzekałam się, ze nie czuję ferii, ale chyba jednak muszę zmienić zdanie, z resztą jak na kobietę przystało. Ostatnie dwa dni były naprawdę luźne, ale to nie pozwoliło mi się nudzić. Oczywiście, że się uczyłam... trochę... Jest przecież tyle ciekawszych rzeczy do zrobienia! Chociażby zabawa wizerunkiem.
   Dzisiaj czeka mnie mecz, a to idealna okazja żeby nawywijać nie tylko na parkiecie, ale i na twarzy. Zazwyczaj stawiam na oczy, ale czemu miałabym odpuścić sobie wiraże na ustach? Klasyczna czerwień jest zbyt klasyczna, reszta kolorów prosta i zbyt monotonna - ale wybrzydzam! Wyciągnęłam więc pigmenty i wszystkie pomadki jakie mam i zajęłam się tworzeniem. Pigmenty z Essense połączyłam z Duraline z Inglota, do tego użyłam pomadki z Makeup Revolution i postarałam się przy rozcieraniu. Muszę przyznać, że efekt zadowolił mnie nawet z połączeniu z makijażem dziennym, czego efekty będziecie mogli zobaczyć poniżej, w make-up meczowy wejdzie jeszcze mocno zarysowana kreska. Całość przypomina mi trochę styl glamour, a Wam?





 


04 February 2015

Bo nawet w oszczędzaniu trzeba mieć umiar

   Dość nietypowo trafił mi się dziś dzień leniuszka. Nietypowo, bo miałam zaplanowane masę rzeczy do zrobienia, ale nadarzyła się okazja na małe zakupowe szaleństwo i z niej skorzystałam.
   Macie czasem tak, że skrupulatnie odkładacie pieniądze i za każdym razem kiedy spojrzycie na jakąkolwiek rzecz, która błagalnym piskliwym głosem kwili w Waszej głowie 'weź mnie ze sobą' strofujecie się słowami 'nie masz pieniędzy'? Złapałam się właśnie na takim niezdrowym zachowaniu. Przecież naturalnym jest, że kiedy człowiek pracuje, to czasem musi pozwolić sobie rzucić się w wir zakupów pomiędzy te piękne botki na obcasie, a tą drogą polędwicę, która jest przecież taka pyszna. Nie ważne czym jest pożądana rzecz, ważne jest to, ile uśmiechu na własnej buzi wykreujesz dzięki ulatującym się często w zastraszającym tempie oszczędnościom. Ja postanowiłam właśnie w ten sposób dziś zaszaleć i rzuciłam się w ten wir, aczkolwiek nie na główkę, która została na swoim miejscu, dzięki czemu uniknęłam doszczętnego ogołocenia mojego portfela. Tak, czy siak do domu wróciłam szczęśliwa, a przecież właśnie o to chodziło.
   Teraz czekam na Roberta, z którym planuję dalsze leniuchowanie, ale najpierw odbiorę moją Siostrę marnotrawną ze stacji. Nie widziałyśmy się już ponad miesiąc!
A Wy pozwalacie sobie czasem na takie małe szaleństwa?




02 February 2015

Tangle Teezer

   Gdzie nie spojrzeć tam narzekanie, że dorośli ferii nie mają. Albo nie jestem dorosła, na co w sumie mógłby wskazywać mój niski pion, albo mam ferie. To drugie to z lekka prawda, bo przez kolejne dwa weekendy nie mogę liczyć na żadną maseczkę, dopóki nie zrobię jej sobie sama, ale mimo wszystko, jak każdy robotny dorosły śmigam do pracy, i to już za godzinkę. Pozostaje więc pytanie - 'czego się głupia cieszy, że nie ma wolnego?' - ano tego, że zarobi i może w końcu zmieni czarnucha na bardziej przyzwoitego laptopa. Ale dziś nie o tym.
   Ostatnio zaczęłam o włosach, więc pociągnę temat dalej. Dziś o tej najbardziej typowej i najczęstszej czynności, a jednocześnie takiej, która potrafi sprawić, że mamy ochotę zejść do piekieł i zasadzić porządnego kopa temu, kto jest odpowiedzialny za plątanie kudełków w nocy, czyli po prostu czesanie. Właśnie takie odczucia miałam po każdej smacznie przespanej nocce, kiedy to przygotowując się do wyjścia potrafiłam sobie w pośpiechu wyrwać tyle włosów z głowy, ile nie wyrwałabym przed chociażby detonacją bomby. Chwilę przed świętami zamarzyła mi się szczotka, która zapobiegnie rutynowemu łysieniu i do tego będzie wyglądać jak milion dolców - Tangle Teezer. Kiedy znalazłam wymarzony model oczy zaświeciły mi się dokładnie jak wierzch cuda, do którego wzdychałam. Tak wzdychałam wszystkiemu i wszystkim, że wywzdychałam ją w końcu i znalazłam ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu w prezencie świątecznym. Zachwytów nie ma końca do teraz! Czaszka nie boli od wyrywania włosów, bo zostaje ich więcej na głowie, niż na szczotce. Włosy są miękkie i lśniące, mniej się plączą, a do tego bezproblemowe mycie, gdzie wystarczy wsadzić cudo pod strumień wody. 
   Czesanie włosów od tej pory, to moja ulubiona czynność, jeżeli chodzi o ich pielęgnację, a do tego nadal nie mogę się napatrzeć na to jaka moja szczotka jest piękna!
A Wy próbowałyście już, albo może macie zamiar?

P.S. Dwa dni temu stuknęło mi 2 lata z Wami! Mimo dwóch prawie półrocznych przerw cieszę się, że zaglądacie i dajecie motywacyjnego kopa! Oby tak dalej, oby do przodu i oby nas jak najwięcej było! Wam dziękuję, a ja spinam się, żeby być tu jak najczęściej i jak najlepiej! :)