Nie mam pojęcia jak wytłumaczyć to, że piszę do Was praktycznie o 4 w nocy, ale to chyba jedyna pora kiedy mam chwilę wolnego, a jutro wcale nie muszę wstać tak późno, więc uznałam, że w sumie - czemu nie.
Przeżyłam dziś istny maraton, który wyglądał mniej więcej tak: salsa i bachata - hip-hop - mecz SKRA Bełchatów vs EFECTOR Kielce - mecz GKS Bełchatów vs CRACOVIA. Równiutkie 7 godzin tańca pod rząd i ani chwili wytchnienia, dobrze że na koniec dnia mój wspaniały Mężczyzna o mnie zadbał!
W tym poście obalę mit, że uszczęśliwienie kobiety jest sprawą niełatwą, wręcz niemożliwą i wielce kosztowną. Mnie Robert uszczęśliwił dziś zwykłym kebabem, kiedy dosłownie padałam z głodu po całym dniu pracy, ale dziś nie o tym, bo można wydać dokładnie taką samą kwotę i zobaczyć na buzi swojej wybranki wielki, szeroki uśmiech. Hmm... no dobra, przynajmniej na mnie to działa.
Ostatnio postanowiłam uszczęśliwić sama siebie i dlatego właśnie znalazłam się w INGLOCIE, gdzie za 10 zł mogę poprawić sobie humor na cały wieczór. Cienie z serii 'Freedom System' są moim nałogiem od jakiegoś czasu i powoli, ale skrupulatnie kompletuję swoją paletkę. Dziś mam dla Was recenzję koloru, którego szukałam już dość dawno, mianowicie 345 w macie, co jest po prostu śliczną miętą!
Cienie inglota lubię z wielu powodów. Po pierwsze za ich wysoką pigmentację, po drugie za to, że się nie osypują, po trzecie za to, że są trwałe i po czwarte, za ich cenę. Urzeka mnie również cała masa kolorów - ja dosłownie nie wiem gdzie mam patrzeć, a kiedy muszę wybrać to już w ogóle istny dramat. Pociesza mnie fakt, że kiedyś i tak będę posiadaczką większości z nich. Jeśli chodzi o cenę, to mniej więcej w takiej samej dostaniecie w drogeriach pojedyncze cienie z np. Miss Sporty, a różnica w pigmentacji i trwałości jest kolosalna! Cień 345 jest tak samo trwały i mocno napigmentowany jak inne cienie z inglota, do tego pięknie wygląda na oku i nic nie traci w ciągu dnia, a uwierzcie mi - testowałam go dziś w ekstremalnych warunkach!
Na koniec zostawiam Wam zdjęcia, a ja śmigam spać, bo jutro czeka nas z Robertem wyjazd do Łodzi. W następnym poście dowiecie się, dlaczego jestem dziś tak podekscytowana, że nie mogę spać po nocach! :)
Po lewej cień nałożony na bazę, a po prawej już bez.
Nie jestem zwolenniczką takich kolorów na powiekach, ale kolor sam w sobie jest przeuroczy :)
ReplyDeleteniektórym ten kolor bardzo pasuje, ale chyba nie mi ;)
ReplyDeleteKolor jest piękny, rzadko nakładam taki na powieki, bo jest u mnie zarezerwowany na wyjątkowe okazje ;)
ReplyDeletePiękna bransoletka.:)
ReplyDeleteMi raczej taki kolorek nie pasuje, ale jest bardzo przyjemny.
Też nie jestem wymagająca, jeśli chodzi o wywołanie uśmiechu na mojej buzi przez mojego lubego :-) A ta mięta jest przepiękna! :-)
ReplyDeletemięta jest ok, jednak na moich powiekach goszczą raczej ciemne kolory
ReplyDeleteNie maluję oczu ale sam kolor cienia śliczny :)
ReplyDeleteświetny kolorek:) baaardzo kojarzy mi się z latem :) pozdrawiam :*
ReplyDelete