13 February 2014

Magia w płynie i wróżkowe pyłki

   Walka w kuchni trwa! Przygotowania na jutro idą pełną mocą piekarnika (przesadziłam, 180 st. wystarczy), klawiatura czarnucha jest biała od mąki, ale dziś mam dzień prawie-wolny, a fociałki czekają w kolejce więc... jedziems!
   Skoro mam pracę(o tym już w następnym poście), to mam pieniążka, a skoro mam pieniążka, to mogę go wydać, a na co Madzialena wydaje pieniążka najchętniej? Na ulubione chipsy z Biedro też, ale jeszcze chętniej na wszelkiej maści, koloru i zapachu kosmetyki. Ostatnio wpadłam po uszy, kiedy zobaczyłam pigmenty na półeczce marki Essence i byłabym chora, wręcz umierająca gdybym nie kupiła chociaż jednego, w kolorze jakiego szukałam już długo, dłuuugo. Promocja w Naturze sprawiła ze dostałam szału ze szczęścia, kiedy zobaczyłam, że za każdy jeden wystarczy zapłacić tylko 4 pieniążki(czyt. 4 zł). 

Myślę, że w takim razie nikogo nie dziwi ten widok .
   Jestem nimi ogromnie oczarowana, ale kiedy pierwsze zauroczenie minęło okazało się, że nie obejdzie się bez czynnika wiążącego te wszystkie drobinki przypominające trochę wróżkowy pyłek. Moje nóżki szybciutko znalazły drogę do najbliższego Inglota i tak oto weszłam w posiadanie dosłownie magii w płynie. Główne zastosowanie duraline to robienie eyelynerów ze wszystkiego (jestem pewna, że nawet z mąki dałabym radę), ale można nim również rozrzedzić wszystko co zbyt gęste, uratować wszystko co zaschnięte i zamienić coś co boi się wody w coś wodoodpornego. Mówiłam że magia?









   Tak oto zafundowałam sobie nocną posiadówkę z pigmentami, duraline i pędzelkiem. Motyw idealny na Walentynki, których wszędzie pełno .


P.S. Polecam klikać w zdjęcia i będzie mi miło jeśli zostawicie jakiś ślad :)




6 comments:

Dziękuję za każdy komentarz! Jest to dla mnie ogromną motywacją do dalszej pracy. Jeśli blog Ci się spodobał zapraszam do obserwacji :)