Noga w górę, kogo jeszcze dopadła zima! Mordka mi się raduje kiedy patrzę na okno i zamiast szarości widzę biel rażącą po oczach. Oprócz tego hiacynty na oknie zdecydowały się w końcu otworzyć, a ja mam pewność ze moje ferie będą pracujące - nie umierać, tylko żyć!
W tym poście chciałabym się zająć tematem wywołującym niemały harmider wśród wszelkiej maści wizażystek, mejkapowych artystek, tych zawodowych i tych samozwańczych, oraz każdego, kto w temacie malowania twarzy, a konkretniej oczu siedzi chodź trochę. Zadając pozornie niepozorne pytanie 'Lepiej kupić gotową paletkę, czy skompletować ją sobie sama?' można stworzyć dyskusję nie mniejszą, niż pod zdjęciem gołego kawałka pupy kolejnej z celebrytek, często nawet bardziej zażartą. Ja też swoje zdanie już na ten temat wyrobiłam i mimo, że nie stoję murem za żadną ze stron i nie będę darła kotów z każdym, kto ośmieliłby mi się sprzeciwić, to opcja kompletowania swojego dobytku tylko i wyłącznie przez siebie przemawia do mnie bardziej. Odkąd tylko zaczęłam interesować się wizażem moim obiektem westchnień stały się kompletowane paletki z MAC i Inglota. Sztampowo dobrane i poukładane kolory w większości paletek nigdy do mnie nie przemawiały. Oczywiście zdarza się, ze kilka kolorów jest naprawdę fajnych, ale co z resztą? Często jest tak, że decydując się na zakup formy gotowej nie jesteśmy w stanie jej wykorzystać w stu procentach. Nie chodzi tu tylko o powtarzalność się cieni w kolejnych paletkach, ale o ich kolor, który nie zawsze może nam pasować. Pewnie każda z nas ma przynajmniej jeden kolor w paletce, którego nie używa praktycznie wcale, znowu inne kolory kończą się dużo szybciej, nie tylko ze względu na to, że pasują nam bardziej. Bardzo często zdarza się, że pigmentacja różnych cieni w tej samej paletce różni się kolosalnie, jednych wystarczy odrobinka, nad innymi trzeba się namęczyć, zazwyczaj dzieje się tak przez kompletnie różną formułę kosmetyku, a wydawałoby się, że skoro są w jednej paletce, to powinna być ona choć trochę zbliżona. Za kompletowanymi paletkami przemawia więc przede wszystkim to, że kolory możemy dobrać według własnych upodobań. Kolejnym plusem będzie też to, że możemy sprawdzić każdy kolor, zanim go kupimy, a kiedy któryś z nich się skończy, zawsze możemy go zamienić bez konieczności kupowania od nowa całego zestawu.
W ogólnym rozrachunku wszystko ma swoje plusy i minusy. Gotowe paletki to wygodna i często tańsza opcja, ale za to coś, co skompletujemy same wykorzystamy w stu procentach. Osobiście uwielbiam zaglądać do Inglota w celu poprawienia sobie humoru kolejnym kolorem dołączanym do mojej kolekcji, a jadąc wykonać makijaż na klientce zamiast zabierać kilka paletek zabieram kilka potrzebnych kolorów w jednej. Ja dla mnie kompletowana paletka, to nie tylko wygoda ale i satysfakcja z tego, że jest oryginalna.
A Wy wolicie kupić coś gotowego, czy może skompletować coś same?
W tym poście chciałabym się zająć tematem wywołującym niemały harmider wśród wszelkiej maści wizażystek, mejkapowych artystek, tych zawodowych i tych samozwańczych, oraz każdego, kto w temacie malowania twarzy, a konkretniej oczu siedzi chodź trochę. Zadając pozornie niepozorne pytanie 'Lepiej kupić gotową paletkę, czy skompletować ją sobie sama?' można stworzyć dyskusję nie mniejszą, niż pod zdjęciem gołego kawałka pupy kolejnej z celebrytek, często nawet bardziej zażartą. Ja też swoje zdanie już na ten temat wyrobiłam i mimo, że nie stoję murem za żadną ze stron i nie będę darła kotów z każdym, kto ośmieliłby mi się sprzeciwić, to opcja kompletowania swojego dobytku tylko i wyłącznie przez siebie przemawia do mnie bardziej. Odkąd tylko zaczęłam interesować się wizażem moim obiektem westchnień stały się kompletowane paletki z MAC i Inglota. Sztampowo dobrane i poukładane kolory w większości paletek nigdy do mnie nie przemawiały. Oczywiście zdarza się, ze kilka kolorów jest naprawdę fajnych, ale co z resztą? Często jest tak, że decydując się na zakup formy gotowej nie jesteśmy w stanie jej wykorzystać w stu procentach. Nie chodzi tu tylko o powtarzalność się cieni w kolejnych paletkach, ale o ich kolor, który nie zawsze może nam pasować. Pewnie każda z nas ma przynajmniej jeden kolor w paletce, którego nie używa praktycznie wcale, znowu inne kolory kończą się dużo szybciej, nie tylko ze względu na to, że pasują nam bardziej. Bardzo często zdarza się, że pigmentacja różnych cieni w tej samej paletce różni się kolosalnie, jednych wystarczy odrobinka, nad innymi trzeba się namęczyć, zazwyczaj dzieje się tak przez kompletnie różną formułę kosmetyku, a wydawałoby się, że skoro są w jednej paletce, to powinna być ona choć trochę zbliżona. Za kompletowanymi paletkami przemawia więc przede wszystkim to, że kolory możemy dobrać według własnych upodobań. Kolejnym plusem będzie też to, że możemy sprawdzić każdy kolor, zanim go kupimy, a kiedy któryś z nich się skończy, zawsze możemy go zamienić bez konieczności kupowania od nowa całego zestawu.
W ogólnym rozrachunku wszystko ma swoje plusy i minusy. Gotowe paletki to wygodna i często tańsza opcja, ale za to coś, co skompletujemy same wykorzystamy w stu procentach. Osobiście uwielbiam zaglądać do Inglota w celu poprawienia sobie humoru kolejnym kolorem dołączanym do mojej kolekcji, a jadąc wykonać makijaż na klientce zamiast zabierać kilka paletek zabieram kilka potrzebnych kolorów w jednej. Ja dla mnie kompletowana paletka, to nie tylko wygoda ale i satysfakcja z tego, że jest oryginalna.
A Wy wolicie kupić coś gotowego, czy może skompletować coś same?
Nie używam tego aż tyle, żeby się o to martwić. Dwa brazowe cienie o różnej tonacji i jeden biały mi wystarczają. :D
ReplyDeleteJa nie używam cieni do powiek, ponieważ stawiam na bardziej naturalny wygląd troszkę krem z pudrem i tusz do rzęs wystarczą ;) więc nie przywiązuję do tego wagi ;) Zapraszam:)
ReplyDeleteUżywam cieni bardzo rzadko ;-) A co zimy, to wciąż u mnie jej nie ma, więc czekam na śnieg, mam nadzieję, że w końcu i w moje rejony dotrze, bo jeszcze w tym sezonie nim się nie nacieszyłam ;-)
ReplyDelete